Salzburg... dla mnie białe miasto. Mury większości budynków są otynkowane na biało lub wykonane z białego marmuru. Starówka została wpisana na listę UNESCO. Zwiedzanie miasta tak rozległego i tak pięknego, że za każdym rogiem mieści się obiekt warty zainteresowania, wymaga czasu i dobrego towarzystwa. Ja niestety wylądowałam w tym mieście na ok 3 godziny pod ręką z pięciolatką i z mężem (ale On akurat jest świetnym towarzystwem :)) Z parasolem w jednym ręku i aparatem w drugim próbowałam chłonąć jak najwięcej... Jak opuszczałam Salzburg wiedziałam, że jeszcze muszę tam wrócić... czułam niedosyt.
Główną atrakcją Salzburga jest zamek i jego położenie. Festung Hohensalzburg dosłownie Forteca Wysokiego Salzburga, to zamek usytuowany na wzgórzu Festungsberg, nad miastem. Dotarcie do niego wymagało wjechania kolejką linowo-szynową na górę. W zamku jest wiele ciekawych zakamarków min. muzeum marionetek - niesamowita atrakcja dla dzieci, które same mogą spróbować poruszać jedną z dostępnych dla zwiedzających lalek.
Następnym punktem naszej wycieczki była Katedra Św. Ruperta. Największe wrażenie zrobiły na mnie bogato zdobione ściany świątyni (ale nie złotem!!) Zresztą sami zobaczcie.
Wejście do zamku znajduje się zaraz koło wieży. W tym miejscu rozciąga się widok na całe miasto. |
Na zamku jest wiele dziedzińców i połączonych ze sobą budynków. Wygląda troszkę jak małe miasto. |
Na terenie fortecy jest wiele urokliwych zakamarków i przejść z małymi drzwiczkami. |
Brama dla koni prowadząca korytarzem do nadwornego kowala. |
Ciekawie zaprezentowana instalacja zbroi i broni białej. |
Następnym punktem naszej wycieczki była Katedra Św. Ruperta. Największe wrażenie zrobiły na mnie bogato zdobione ściany świątyni (ale nie złotem!!) Zresztą sami zobaczcie.
Jedne z dwóch bocznych drzwi katedry |
Dalej udaliśmy się pospacerować wąskimi uliczkami starego miasta. Podziwialiśmy kolorowe witryny i całe mnóstwo kafejek i sklepików poukrywanych w dziedzińcach kamienic. I wszystko byłoby cudowne... nawet nie przeszkadzał mi już deszcz... aż nagle moja córeczka zorientowała się, że nie ma swojego ukochanego Szarego Kotka (przytulanka nieustannie towarzysząca naszej pociesze od 2 roku życia, notabene przywieziona z Austrii ze Stubaiu). W panice przeglądałam kolejne zdjęcia, w poszukiwaniu ostatniego z kotkiem. Wszystko wskazywało, że pozostał on w Katedrze. Spieszyliśmy się, jakbyśmy zostawili tam co najmniej kluczyki od naszego auta!! A Szary Kotek, pozostawiony przez uczciwego znalazcę, czekał na nas zatknięty za wielką klamkę głównych drzwi wejściowych do Katedry :/ Nie będę ukrywała, że ta pogoń wyczerpała resztki naszych sił. Zmarznięci i zmęczeni wróciliśmy do samochodu. Do tej pory tli się we mnie nadzieja, że jeszcze kiedyś tam wrócę.
Usypany stos kul armatnich i moja osobista bomba, czyniąca często spustoszenie w moich planach :)P.S. Oczywiście ze swoim Szarym Kotkiem :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz