Austria 2013 - Grossglockner High Alpine Road



Kolejnym przeżyciem, którego długo nie zapomnę było pokonanie samochodem drogi widokowej Grossglockner High Alpine Road. Piszę samochodem, gdyż jest to droga, którą można pokonać na motorze, rowerze... widziałam nawet w internecie szaleńców pędzących na deskorolkach za samochodem. Wspomnienie o tym miejscu wciąż budzi we mnie wiele emocji... chociażby podziw dla rowerzystów, którzy często zaczynają w Bruck (757 m n.p.m.) i jadą do Fuschertörl (2445 m n.p.m)  pokonując na dystansie blisko 28 km wysokość 1700 metrów. Nie mogę również nie wspomnieć o zabytkowych samochodach, a także o licznych testach samochodowych, których trudno nie zauważyć (fani Top Gear na pewno wielokrotnie widzieli tę trasę w programie).


Jest to pomnik potęgi natury, ale również wielkiego wysiłku ludzi, którzy wybudowali tę drogę. Należy zaznaczyć, iż odnaleziono ślady świadczące o istnieniu szlaku przez przełęcz, aż dwa tysiące lat przed Chrystusem. Sama inicjatywa wybudowania tam drogi powstała w 1924 roku, a pierwsze prace rozpoczęto w 1930 roku. Droga od powstania jest otwarta tylko w sezonie letnim i za opłatą. Regularnie są tam organizowane głównie wyścigi rowerowe, ale we wrześniu odbywają się również wyścigi traktorów :)



Jeżeli chodzi o więcej informacji, zainteresowanych odsyłam na oficjalną stronę.

Trudno mi powiedzieć czy warunki w jakich zwiedzaliśmy GHAR były normą pod koniec maja, ale my mieliśmy okazję wyjechać z pięknie zieleniących się hal, stopniowo wjeżdżając w krainę śniegu i chmur.
 

Dzielnie pokonywaliśmy kolejne zakręty, których według numeracji jest ok 40. Piszę dzielnie, bo dopóki widziałam czubki drzew, to czułam się w pełni bezpiecznie (pamiętajcie, że podróżowałam jako pasażer). Po prawej stronie im wyżej, tym większa przestrzeń otwierała się przed nami i... pod nami :)


 Chmury pojawiły się na wyciągnięcie ręki, a temperatura spadła do 2 stopni C.

 

Czasami trudno było się zdecydować na co patrzeć ;)


Ale z taką potęgą trudno konkurować.



Do tego miejsca byłam spokojna i zajęta podziwianiem przez wizjer aparatu widoków i wtedy...


Mój mąż postanowił odwiedzić stare kąty... a raczej wierzchołek Edelweisspitze (2571m n.p.m.)


Droga ta w moim mniemaniu była potwornie wąska. Urocza kostka, którą była wyłożona nie była w stanie odwrócić mojej uwagi od mocno poobcieranych barierek. Do tej pory nie wiem czy to rzeczywiście otarcia pozostawione przez odśnieżające po sezonie zimowym ratraki.

Pogoda nas nie rozpieszczała. Na szycie potwornie wiało. Zaparkowaliśmy na najwyżej w Europie położonym parkingu samochodowym, zrobiliśmy bardzo szybko wspólne zdjęcie na dowód, że byliśmy i pojechaliśmy dalej. Tu żałowaliśmy, że nie było pięknej pogody, przy której moglibyśmy podziwiać całą panoramę. Nie wątpliwie jest to argument, żeby tam wrócić :)
Jeszcze ostatni przystanek przed tunelem na przełęczy (2504 m n.p.m.)

I kolejne ostrzeżenie przed świstakami... dla nas wyjątkowo ważne, gdyż ostatnio nasze spotkanie ze  świstakiem zakończyło się burzą :) Idąc pod prąd wszystkim, którzy niecierpliwie wypatrują tego śmiesznego stworka, my odwracaliśmy wzrok ;)


Dalej udaliśmy się na taras widokowy Kaiser-Franz-Josefs-Höhe. Prowadziła tam droga kręta, a pogoda gwałtownie zmieniała się. W końcu byliśmy wysoko w górach.

Po drodze mijaliśmy Margaritzenstausee z dwoma zaporami.

W końcu dojechaliśmy i zaparkowaliśmy na betonowym parkingu wielopoziomowym. Po tylu zakrętach mój błędnik zaczynał odmawiać mi posłuszeństwa, a i chmury, które były coraz niżej, dodawały mi poczucia, że jestem w dziwnym miejscu :)
Spojrzałam w dół przez barierkę tarasu... Widok mało ziemski... troszkę jak z innej planety.

Woda spływająca z lodowca oraz jęzor białego i czarnego lodowca wyłaniający się z nisko osadzonych chmur... dla mnie spektakularny. Nigdy nie wywarłoby na mnie takiego wrażenia w słoneczny dzień.

Niestety kolejka na lodowiec była w remoncie, ale za to mogliśmy zwiedzić chyba najwyżej położone muzeum automobili. To prawdziwa gratka dla koneserów.










I mój ulubiony model :)




Chociaż trudno było nam opuścić to miejsce, czas nas naglił. Ruszyliśmy w drogę powrotną. Nie tylko my zresztą.



W drodze powrotnej spotkaliśmy jeszcze jeden pojazd. Bez niego ta droga nie istniałaby dla turystów. I proszę sobie wyobrazić, że kiedyś była ona odśnieżana ręcznie!

Ostatnie spojrzenie na miejsce upamiętniające ludzi, którzy wybudowali Grossglockner High Alpine Road. Po jej przebyciu w zupełnie inny sposób patrzy się na to miejsce...

I spojrzenie na potęgę, z którą postanowili się zmierzyć!








































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz